środa, 22 stycznia 2014

Rozdział1

Nikt z was nie potrafi mi udowodnić, ze on istnieje. Mam racje, rzadko ją mam lecz czasem się zdarza.
Na imię mi Nadia, o dziwo te imię mi się podoba. Moje życie nie jest sielanką, jestem złą dziewczynką, ale też jak być tu dobrym na tym świecie skoro cały czas dostaje kopa w dupę.
Piękny mam widok z okna, mieszkam na 2 piętrze jakiegoś gównianego bloczku zwanego domem dziecka. Jak byłam młodsza to nie wiedziałam, że tu jest tak źle. Pokazują to w telewizji z dobrej strony, a tu jest jak w poprawczaku.
Mojej mamie odebrali prawa rodzicielskie przez alkohol.
Tata stara się mnie "adoptować" haha, jak to brzmi. Mój biologiczny ojciec chce mnie adoptować, a to dlatego że odebrali mu prawa rodzicielskie przy rozwodzie.
Nie wyobrazicie sobie tego, jaki dla mnie raj jest poza tym bloczkiem, męczarnią. Nie wiem jak to mam nazwać.
-Nadia, masz gościa!- krzyknął jeden z naszych opiekunów i przerwał moje rozmyślenia.
-Dzień dobry córeczko, przyjechałem tak jak obiecałem.- powiedział tata, uwielbiam jego męski głos.
-No nie wiem czy taki dobry. Co dzisiaj robimy?- zapytałam, mój głos wręcz błagał by mnie stąd zabrał.
-Idziemy na zakupy. Dobrze? - zgodziłam się i poszliśmy.
Z tatą, spacerowałam po sklepach, robiliśmy zakupy, śmialiśmy się jak małe dzieci
poza tym "moim domem" jestem całkiem inna. Tam myślę o śmierci a tutaj jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wszyscy narzekają na miasta czy wsie, a ja chciałabym być na ich miejscu i móc wyjść kiedy chce na spacer. Tutaj nas tak nie puszczają, bo myślą że uciekniemy.
-Tato kiedy znów przyjedziesz?
-Za tydzień kochanie. Po rozprawie przyjadę, bo w tygodniu mam dużo...
-Pracy – dokończyłam za niego.- nie tłumacz się, ja rozumiem, to do zobaczenia za tydzień- powiedziałam
-Kocham Cię córeczko, niedługo już będziesz w domu- powiedział tata po czym mnie przytulił i pocałował w czubek głowy.
-Ja Ciebie też- odpowiedziałam i poszliśmy w swoje strony.
***
Jak najszybciej chciałam znaleźć się w pomieszczeniu zwanego moim pokojem, ale oczywiście nic nie idzie po mojej myśli, zostałam pociągnięta za ramie i ktoś przywarł moim ciałem do ściany.
-Mała może się zabawimy? - oczywiście pytanie retoryczne, bo i tak nie mam co do dyskusji, zaczęłam się wyrywać jak to robię zwykle i czasem mi się udaje. -Te, David, Carol, Alex – paczcie kogo złapałem.
Zbiegli się wokół mnie, raz za razem jest ich więcej, jednak David zawsze udaje, że zabawi się pierwszy i mnie wypuszcza, lubię go. Często w nocy odwiedza mnie i rozmawiamy, naprawdę go lubię.
-Dajcie mi ją tym razem, bo jakoś Davidowi zawsze ucieka.- powiedział Alex, po czym oblizał wargi.
-Zostawcie ją w spokoju, znajdźcie sobie inną.- powiedział David.
-Nie ma mowy! - krzyknęli. David wyrwał mnie z ich ramion i kazał biec.
Zrobiłam jak kazał, miałam u niego straszny dług, jestem chyba jedyną dziewczyną którą jeszcze nie skrzywdzili.
Wbiegłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Położyłam się na łóżku i włożyłam słuchawki w uszy.
Zbudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Przetarłam oczy i podeszłam do drzwi i zapytałam
-kto tam?
-To ja David. - rozpoznałam jego głos i od razu go wpuściłam, zaraz za nim ponownie zamknęłam drzwi.
-Nadia, mogę tu zostać na noc, proszę. - powiedział błagalnym tonem.
-Jasne zostań- zapaliłam światło i zobaczyłam całą obitą twarz Davida.
-Przepraszam, znów za mnie oberwałeś.
-Nic mi nie jest Nadia, nie pozwolę by Cię tknęli. - wytarł moją łzę z policzka.
-Ale..- zaczęłam
-Nie ma żadnego ale, nie dam skrzywdzić osoby która jest dla mnie najważniejsza.- trochę zaskoczyło mnie to co powiedział, ale zrobiło mi się miło, że mam tutaj na kogo liczyć. Będzie mi go brakowało. David przyciągną mnie do siebie, a ja wtuliłam się w niego. W jego ramionach czułam się bezpieczna.
-Nadia?
-Tak David? -zapytałam
-Bo, ja...- zaczął z wahaniem...[b]cdn.[/b]

***

Tak więc rozdział jest, może nie za ciekawy, ale poprawię się. 

niedziela, 19 stycznia 2014

PROLOG

11.01.2014r.

Kolejna butelka alkoholu do kolekcji,
kolejne paczki papierosów,
kolejna kłótnia,
kolejny płacz,
kolejna żyletka,
Moje życie jest monotonią.
Może życie przestawało mieć jakikolwiek sens, oczywiście zdaję sobie sprawę, żę są ludzie którym na mnie zależy. Jednak wiem doskonale,że poradzę sobie beze mnie.
Nawet nie potrafię pomóc, obchodzi mnie tylko moja osoba.
Więc po co dalej żyję? Sama nie wiem, zdaję sobie to pytanie od jakiegoś czasu.
Nie potrafię nic z tym zrobić, mam słabą psychikę i nie potrafię sobie wyrządzić takiej krzywdy.
Aktualnie znajduję się na moście, ale nie potrafię się przełamać by skoczyć.
Chyba jednak śmierć nie jest mi jeszcze dana, jak to mówi Alice "widocznie Bóg nie chce Cię jeszcze zabrać". Jest tu jeden problem nie wierze w Boga. Nikt nie potrafi mi udowodnić, że on jest. A ktoś z Was potrafi? Wątpię.
Chcecie znać moją historię zapraszam na następne rozważania mojej osoby.
***
Tak więc uwaga osoby, które to przeczytały nie myślcie że to pamiętnik o mnie, bo tak się zapowiada, może jestem podobna trochę do tej bohaterki, ale jednak to nie ja (: Zapraszam na następny rozdział, mam nadzieję, że się będzie podobało!